Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, ile wody może „wypić” Twoja szafa? Może brzmi to jak ponury żart, ale badania przeprowadzone przez firmę Epson sugerują, że jeśli zsumujemy wodę potrzebną do wyprodukowania wszystkich ubrań w szafie przeciętnego Polaka, to spokojnie moglibyśmy kilka razy osuszyć Wisłę. A to dopiero wierzchołek wielkiej (i mokrej) góry lodowej w przemyśle modowym.
Raport, który objął osiem europejskich państw, stawia Polskę na trzecim miejscu w rankingu „najbardziej spragnionych” garderób. Przed nami są tylko Portugalia i Włochy, co – biorąc pod uwagę ich uwielbienie dla mody – brzmi w sumie całkiem logicznie. Mimo to, nadal jesteśmy na podium, a od takiego trofeum raczej trudno się uśmiechnąć. Warto pamiętać, że woda nie jest pobierana wyłącznie przy produkcji materiału – setki, a nawet tysiące litrów potrafi pochłonąć samo farbowanie. Tymczasem aż 49% Polaków, zgodnie z ankietą, w ogóle nie zastanawia się, skąd się biorą te wszystkie piękne kolory, którymi jesteśmy tak zachwyceni w sklepach odzieżowych.
Jak dokładnie to wygląda?
Otóż, zdaniem ekspertów, zawartość szafy przeciętnego Polaka to aż 715 266 litrów wody „zamkniętej” w ubraniach. „Zamkniętej” – bo w przeliczeniu na skalę całej dorosłej populacji naszego kraju daje to ponad 22 miliardy litrów. Jeżeli trudno sobie to wyobrazić, spróbuj poustawiać w myślach niekończące się rzędy pięciolitrowych butli. Gwarantuję, że w połowie przestaniesz liczyć. Największymi pożeraczami wody są dżinsy (ok. 18 000 litrów na parę) i swetry (ok. 14 000 litrów). Dla porównania, farbowanie zwykłej kurtki wymaga mniej więcej 3 300 litrów wody. Podobno to właśnie barwienie jest jedną z najbardziej zasobożernych faz w całym procesie tworzenia odzieży.
Aż 80% respondentów ankiety przyznało, że takie liczby są dla nich szokiem, a 73% uznało je za wyjątkowo niepokojące. Nic dziwnego, skoro do tego momentu mało kto zastanawiał się, co dzieje się za kulisami fabryk tekstylnych. Z drugiej strony, mamy też pewną iskierkę nadziei: w skali Europy to właśnie Polacy są najbardziej skorzy do kupowania ciuchów z drugiej ręki (35% vs. średnia 24%), co może pomóc ograniczyć skalę problemu. W końcu im rzadziej kupujemy nowe ubrania, tym mniejsze zapotrzebowanie na produkcję i kolosalne ilości wody z nią związane.
Jeśli te dane sprawiły, że przeraziłeś się na myśl o swojej kolekcji spodni i koszulek, spokojnie – nie musisz od razu wyrzucać wszystkiego do kosza. Rzeczywiste rozwiązania pojawiają się właśnie teraz, między innymi za sprawą Epsona. Firma opracowała cyfrowe drukarki i specjalne atramenty pigmentowe, które mogą zredukować zużycie wody w procesie farbowania nawet o 97%. W praktyce oznacza to, że zamiast tysięcy litrów pochłoniętych przez każdą partię, przemysł mógłby nareszcie wrócić do zdecydowanie bardziej oszczędnych metod.
Innym obiecującym pomysłem jest tzw. Dry Fibre Technology (DFT), pozwalająca przekształcać zużyte włókna bez udziału wody. Skoro na świecie coraz częściej mówi się o zamkniętym obiegu surowców, to branża odzieżowa też może do tego dołączyć – wystarczy trochę dobrej woli i odpowiedni plan. A żeby pokazać, że ekologiczne podejście nie musi oznaczać rezygnacji ze stylu i kreatywności, Epson zorganizował projekt „Water Silks” razem z PATTERNITY. Seria luksusowych szali inspirowanych Tamizą, Sekwaną, kanałami Mediolanu i berlińską Sprewą udowadnia, że moda może być jednocześnie zachwycająca i o wiele mniej obciążająca dla środowiska. W końcu to właśnie w rzekach, morzach i oceanach zaczyna się i kończy wszystko, co ma związek z życiem na naszej planecie.
Żródło: Informacja prasowa