More

    Trawa, krople rosy i wielkie bitwy: jak mrówki podbiły mój ekran? Recenzja Empire of the Ants

    Pamiętasz może te dziecięce chwile, kiedy kucałaś przy mrowisku i zastanawiałaś się, jak wygląda codzienność tych małych istot? Targały źdźbła trawy większe od siebie. I choć tamte obrazki żyją w mojej pamięci do dziś, nigdy nie przyszło mi do głowy, że pewnego dnia zobaczę je w grze wideo. Okazuje sie jednak, że Empire of the Ants, wydane przez Microids, właśnie to mi zaoferowało!

    Gdy pierwszy raz usłyszałam, że mamy do czynienia z adaptacją powieści Bernarda Werbera, przypomniała mi się też stara gra o tym samym tytule z 2000 roku. Raczej nie zachwycała i trudno powiedzieć, by zdobyła serca graczy. A tu proszę – dwadzieścia kilka lat później, kolejna próba przeniesienia życia mrówek na ekrany. Tyle że tym razem autorzy postanowili podejść do tematu z zupełnie innej strony.

    Empire of the Ants

    Największe wrażenie zrobiły na mnie pierwsze urywki rozgrywki, które wędrowały po sieci: fotorealistyczne ujęcia, gra światła na kroplach rosy, ruch łodyg w rytm powiewu wiatru – słowem, coś, co kiedyś traktowałam jako nieosiągalną wizję przyszłości gier. Rozumiesz, patrzysz na ekran i nie wiesz, czy to film przyrodniczy, czy jednak gra.

    Oczywiście samym wyglądem jeszcze nikt nie podbił świata – była więc obawa, czy Empire of the Ants nie okaże się klasyczną „ładną wydmuszką”. Na szczęście już pierwsze godziny pokazały, że twórcy starali się, by za tym całym wizualnym fajerwerkiem stała solidna strategia z elementami zręcznościowymi i sporą dawką eksploracji.

    Empire of the Ants

    Powrót do świata Werbera

    Zacznijmy od fabuły. Jako główna bohaterka wcielamy się w młodą, ambitną mrówkę, która zaczyna przygodę w dobrze znanym – z punktu widzenia kolonii – miejscu, ucząc się podstaw życia w mrowisku. Szybko okazuje się jednak, że poza granicami naszego domu czeka sporo niebezpieczeństw. Zostajemy więc wysłani do innego gniazda, gdzie doszło do katastrofy i trzeba pomóc ocalałym. Taka prosta misja dyplomatyczna zmienia się w serię przygód: poznajemy sojuszników, natrafiamy na wrogów (na przykład termity) i uczymy się, że w świecie owadów każdy ma jasno przypisaną rolę.

    Empire of the Ants

    Na pierwszy rzut oka to brzmi może jak prosta opowiastka, ale gra potrafi wprowadzić zaskakująco dużo szczegółów związanych z życiem mrówek. Są tu dodatkowe gatunki owadów, które można zrekrutować do pomocy (choćby mszyce wspierające kolonię), a wszystko podszyte jest ideą współpracy z sąsiednimi koloniami. Najbardziej rozbawiło mnie, jak twórcy sprytnie wyjaśniają owadzi sojusz: dla mrówek liczy się wyłącznie dobro kolonii, więc „pomagamy, żeby nam było lepiej”, a przy okazji korzystają na tym inne gatunki. To taki pragmatyzm rodem z natury – w sam raz dla fanów dokumentów przyrodniczych.

    Empire of the Ants

    Strategie, eksploracje i… ucieczka przed ogniem świetlików

    Główna oś rozgrywki w Empire of the Ants to szeroko pojęta strategia czasu rzeczywistego. Rozbudowujemy mrowiska, gromadzimy zasoby (zadziwiająco wiele rzeczy okazuje się w świecie mrówek jadalnych) i tworzymy oddziały robotnic oraz żołnierzy. Możemy ulepszać gniazda o różne komory, które pozwalają produkować, przechowywać czy bronić się przed wrogami. Nie zabrakło również bardziej zaawansowanych jednostek – od większych owadów pełniących funkcje artylerii po unikatowe „ciężkie” wsparcie.

    Empire of the Ants

    Potem przychodzi pora na odkrywanie otoczenia: słoneczne polany, skąpane w cieniu korytarze, strumienie, a nawet tunele w ziemi, gdzie światło przebija się przez wąskie szczeliny. W tym momencie można się naprawdę zapomnieć i zaczynać robić zrzuty ekranu na prawo i lewo, bo wygląda to obłędnie. A jednak trzeba mieć się na baczności – różne stworzenia próbują nas zjeść, ogłuszyć albo podkraść zapasy, więc non-stop musimy balansować między eksploracją a obroną.

    Nie brakuje misji pobocznych, które bardziej przypominają platformówki. Przykładowo: polowanie na świetliki. Brzmi pięknie, tyle że w praktyce te świetliki potrafiły nieźle dać w kość, bo zanim się do nich zbliżysz, już uciekają gdzieś dalej.

    Empire of the Ants

    Fotorealizm tak gęsty, że słychać szelest trawy

    Trzeba przyznać, że najważniejszą zaletą Empire of the Ants jest wrażenie, jakbyś oglądała odcinek National Geographic. Ogromna w tym zasługa oprawy graficznej: liście, krople wody, faktura kory czy szum traw – wszystko to wykracza poza standardowe „ładne” czy „realistyczne”. Tutaj momentami masz pewność, że gdyby przejechać palcem po ekranie, to poczułabyś wilgoć poranka. Dodatkowo ścieżka dźwiękowa i efekty audio w niesamowity sposób budują klimat – przywodząc na myśl te najbardziej wciągające filmy przyrodnicze.

    Z tym całym naturalistycznym zacięciem idzie jednak w parze pewna dawka umowności. Zdarzają się momenty, w których gra zderza Twoje oczekiwania realistycznego symulatora z koniecznością zachowania przyjemności rozgrywki. Nagle wykonujesz dziwne zadania, które w realnym życiu mrówek pewnie wyglądałyby inaczej. Ale czy to aż taki problem? Jeżeli drobne przeskoki logiki sprawiają, że misja staje się grywalna i ciekawa, raczej nie protestuję.

    Empire of the Ants

    Dla kogo?

    Zanim ochoczo wciągniesz przyjaciół w ten świat, warto wiedzieć, że Empire of the Ants stoi w rozkroku między przyjazną, dość prostą strategią a eksperymentem z różnymi stylami rozgrywki. Możesz tu wyluzować, chodząc w pojedynkę, możesz też przejąć kontrolę nad całą armią pracownic, żołnierzy i wsparcia. Nie każdy polubi fragmenty platformowe czy przesadnie łatwe bitwy (szczególnie dla weteranów RTS). Ale sam fakt, że gramy w strategie z perspektywy mrówki, to zupełnie unikatowe doświadczenie.

    Microids zrobiło imponujący krok, by pokazać, jak świat owadów może wyglądać w wersji cyfrowej. I choć przez lata ten tytuł miał różne oblicza, najnowsza odsłona wyraźnie pokazuje, że twórcy włożyli w nią pasję. Ja mam słabość do gier, w których mogę pochodzić po łące i sprawdzić, co się kryje za następnym listkiem. Tutaj dostaję to w najlepszym, fotorealistycznym wydaniu i w dodatku z mechanikami strategicznymi.

    Empire of the Ants

    Czy warto kupić Empire of the Ants?

    Wiesz, co najbardziej mnie ujęło w tej grze? Chyba właśnie ta dziecięca ciekawość, którą obudziła we mnie, gdy biegałam między patykami i uciekałam przed pająkiem większym ode mnie jakieś sto razy. Po chwili budowałam gniazdo, tworzyłam armię i wystawiałam je do walki o teren.

    Empire of the Ants nie jest grą idealną – czasem gubi się w swoich pomysłach, wkurza dziwną pracą kamery, czasem stawia na dość banalne wyzwania, ale każda jej porażka wydaje mi się nie tak istotna w obliczu piękna tego ogrodowego świata. Po prostu chcę w nim być, chłonąć go i cieszyć się licznymi smaczkami, które czekają za każdym zakrętem ziemnego tunelu czy pod każdym kamieniem.

    Empire of the Ants
    Empire of the Ants

    Jeśli lubisz przyrodę i wciąż potrafisz znaleźć w sobie tę iskierkę fascynacji światem owadów, to chyba nie muszę Cię dłużej przekonywać, aby dać tej produkcji szansę. Chociażby po to, żeby przy pierwszym uruchomieniu usłyszeć od kogoś przechodzącego obok: „Czy ty oglądasz jakiś film dokumentalny?” – i móc z dumą odpowiedzieć: „Nie, to moja kolonia mrówek właśnie toczy wojnę z termitami!”.

    Za dostarczenie kopii gry w wersji PlayStation 5 do recenzji dziękuję wydawcy gry: PLAION Polska

    Najnowsze