More

    Cztery miesiące później – MOVA P50 Pro Ultra w codziennym boju

    Gdy na początku kwietnia wprowadzałam MOVA P50 Pro Ultra do mieszkania, podchodziłam do niego z entuzjazmem – ale też zacierając ręce na moment, w którym „efekt nowości” minie i wyjdą na jaw wszelkie niedociągnięcia. Minęły cztery intensywne miesiące, w czasie których robot stał się codziennym towarzyszem poranków, popołudniowych sprzątań‑ratunków po gotowaniu i weekendowych porządków generalnych. Po tym okresie nie tylko nie zmalało moje zadowolenie, lecz wręcz zyskałam przekonanie, że jest to najlepsza domowa inwestycja od lat.

    Zadziwia mnie przede wszystkim niezmienna wydajność. Po czterech miesiącach nie odnotowałam żadnego spadku mocy ssania. Parametr 19 000 Pa nadal brzmi abstrakcyjnie w porównaniu z tym, co deklarują producenci innych robotów, ale – co ważniejsze – każdego ranka słyszę i widzę, że kurz znika z dywanów. P50 Pro Ultra wykrywa gęstsze runo, automatycznie zwiększa obroty i zostawia po sobie idealnie wyczesane włókna.

    CleanChop i FlexReach

    Nie mniejszą rewolucją okazała się szczotka CleanChop. Pamiętam czasy, gdy raz na dwa‑trzy dni przysiadałam na podłodze, wyciągając kłęby włosów z plastikowych włókien szczotki starszego robota. Z MOVA wygląda to inaczej. Konstrukcja CleanChop sprawia, że włosy zamiast owijać się spiralnie, są przenoszone do pojemnika na kurz i tam utylizowane. Po czterech miesiącach na wałku widzę pojedyncze pasemka, które usuwam, gdy akurat mam chwilę. To zajmuje dosłownie kilkanaście sekund i znowu zapominam o problemie.

    Z systemu FlexReach™ również jestem bardzo zadowolona. Wysuwa szczotkę boczną o całe cztery centymetry i jednocześnie potrafi lekko dopasować linię mopa, gdy jedzie tuż przy listwie. Daje mi poczucie, że czyszczone są wszystkie niezbędne miejsca.

    Stacja dokująca z gorącą wodą do prania mopów

    Najwięcej emocji przynosi mi jednak wciąż stacja dokująca. Gorąca kąpiel mopów w 75 °C robi ogromną różnicę. Kiedy poprzedni robot po intensywnym myciu kuchni pozostawiał wilgotne nakładki, jeśli się o nich zapominało, po kilku godzinach pojawiał się charakterystyczny, drażniący zapach. MOVA pierze je gorącą wodą, a następnie suszy ciepłym powietrzem. Paradoksalnie dzięki temu rzadziej muszę pamiętać o wymianie mopów. Czasem wrzucam nakładki do pralki, a przez resztę czasu stacja dba o nie w tle.

    Koszty eksploatacji

    Koszty eksploatacyjne nie rozbiły mojego budżetu, co przy segmencie premium bywa miłym zaskoczeniem. Worek na kurz wymieniałam dopiero raz. Filtr HEPA po czterech miesiącach nadal jest względnie czysty. Producent sugeruje wymianę raz do roku, jednak i tak planuję zainwestować w nowy egzemplarz przed okresem zimowym, gdy szczelniej zamykamy okna i więcej pyłu krąży w domu.

    Spokój i czyste podłogi warte swojej ceny

    Podsumowując, cztery miesiące spędzone z flagowcem MOVA potwierdziły, że jest to sprzęt, który nie tylko obiecuje niemal bezobsługowe sprzątanie, ale rzeczywiście je realizuje. Z czasem nauczyłam się kompletnie mu ufać – do tego stopnia, że potrafię włączyć go tuż przed wizytą znajomych, wyjść po pieczywo i wrócić do pachnącego czystością mieszkania. Gdybym miała raz jeszcze podejmować decyzję o wyborze robota, sięgnęłabym po P50 Pro Ultra bez wahania, nawet mając świadomość, że ta inwestycja wymaga sporego budżetu i odrobiny przestrzeni na stację. Zwrot w postaci świętego spokoju i czasu, który mogę przeznaczyć na przyjemności, jest po prostu bezcenny.

    Najnowsze