MOVA S20 Pro to typ ekspresu kolbowego dla ludzi, którzy mają już za sobą etap „kapsułki i marketowy automat” i chcą wreszcie mieć nad kawą realną kontrolę. To nadal sprzęt do kuchni, a nie barista–laboratorium, ale już taki, przy którym trzeba świadomie dobrać ziarno, młynek i chwilę czasu.
W zamian dostajesz espresso, które nie wygląda jak cienka czarna woda z grubą pianką z powietrza, tylko jak coś, co da się porównać z dobrą kawiarnią.
Design i pierwsze wrażenia
Na pierwszy rzut oka S20 Pro wygląda jak klasyczny domowy ekspres kolbowy z ambicjami. Bryła jest dość kompaktowa, ale sprawia solidne wrażenie: metaliczne wykończenia, czytelny panel z przyciskami i pokrętłem, z przodu wyraźnie wyeksponowana grupa zaparzająca i kolba. To nie jest „kawa z plastiku”, którą chcesz ukryć w rogu blatu. Bardziej taki sprzęt, który może spokojnie stać na widoku obok młynka i robić za małe domowe coffee–station.

Górny blat pełni rolę podgrzewacza do filiżanek, więc zanim zrobisz pierwsze espresso, możesz od razu położyć na nim dwie małe filiżanki albo szklanki do cappuccino. Zbiornik na wodę schowany jest z tyłu, ale da się go wyjąć bez przesuwania całego ekspresu, co w codziennym użytkowaniu robi różnicę. Tacka ociekowa jest wysuwana, z prostą kratką – łatwo ją wyjąć, opróżnić i przepłukać.

Ogólne wrażenie: S20 Pro stara się wyglądać jak „prawdziwy” ekspres, a nie zabawka. I to się udaje.
Obsługa i ergonomia
Pod względem obsługi MOVA S20 Pro nie próbuje udawać w pełni automatycznego ekspresu z wyświetlaczem i milionem ikon. To raczej klasyczny kolbowiec w wersji „user friendly”. Na panelu masz przyciski do pojedynczego i podwójnego espresso, dodatkowe funkcje oraz pokrętło / przełącznik do pary. Po kilku dniach używania wszystko wchodzi w krew, nie trzeba zerkać w instrukcję.

Kolba jest sensownie wyprofilowana i ma uchwyt, który dobrze leży w dłoni. Sitka są typowo domowe – takie, które wybaczają trochę więcej przygód z mieleniem i tampowaniem, zamiast karać od razu kompletnym „przelotem” albo zatkaniem przepływu. To dobry kompromis na start. Jeśli ktoś będzie chciał później bawić się w bardziej zaawansowane sitka czy precyzyjne akcesoria, nic nie stoi na przeszkodzie, ale z pudełka da się po prostu zacząć robić kawę.

Wygodna jest też wysokość wylewki – pod wylew możesz wsadzić zarówno małą filiżankę do espresso, jak i wyższą szklankę do cappuccino. Przy bardzo wysokich kubkach trzeba będzie już trochę pokombinować, ale to standard w tej klasie sprzętu.

Espresso na co dzień
Kluczowe pytanie przy każdym kolbowcu brzmi: czy da się z tego wycisnąć sensowne espresso, które nie jest ani kwaśną lurą, ani gorzką smołą. MOVA S20 Pro celuje w możliwie przyjazny środek. Ekspres ma pompę wysokociśnieniową i automatykę, która pilnuje czasu przepływu, więc przy dobrze dobranym mieleniu uzyskujesz powtarzalne shoty, nawet jeśli nie czujesz się jeszcze baristą.

Po krótkim oswojeniu z młynkiem S20 Pro odwdzięcza się esencjonalnym espresso z ładną, dość gęstą cremą. Przy ciemniejszych ziarnach wychodzi klasyczna, kawiarniowa „bombka” do mleka. Przy jaśniejszych, bardziej speciality, trzeba już trochę więcej pokombinować z czasem ekstrakcji i proporcją, ale nadal da się uzyskać sensowne efekty.
Ważne jest to, że ekspres nie zabija kawy przegrzaniem. Strzały nie lecą wrzące, tylko w temperaturze, która pozwala zachować smak, a nie tylko gorycz. Jeśli pijesz espresso „na czysto”, to od razu to poczujesz.

Dysza pary i mleko
S20 Pro ma klasyczną dyszę pary, która pozwala zrobić mleko do cappuccino czy latte. To duży plus, bo spienianie mleka to coś, czego często brakuje w prostych ekspresach domowych. Dysza ma zapas mocy wystarczający, żeby z małego dzbanuszka zrobić przyzwoicie spienione mikro–pianko w kilkadziesiąt sekund. Trzeba oczywiście chwilę praktyki, żeby nie przegrzać mleka i złapać odpowiedni kąt, ale to już standardowa szkoła cappuccino, a nie wada sprzętu.

Dla osób, które do tej pory korzystały z ręcznych spieniaczy lub „automatycznych cappuccino” z ekspresów ciśnieniowych, przeskok będzie spory – na plus. Pianka jest bardziej kremowa, mleko lepiej połączone z kawą, a całość bliższa temu, co dostaniesz w przyzwoitej kawiarni.

Codzienność, czyszczenie i serwis
W codziennym użytkowaniu MOVA S20 Pro jest takim urządzeniem, które zachęca, żeby faktycznie z niego korzystać. Nagrzewanie zajmuje kilka chwil, więc zanim skończysz nasypywać ziarna do młynka i przygotujesz sitko, ekspres jest gotowy. Po zrobieniu kawy wystarczy przepłukać grupę pustym strzałem, strząsnąć krążek z sitka, przetrzeć dyszę mleczną i tackę. Jeśli zrobisz to od razu, całość zajmuje minutę i nie zamienia się w uciążliwy rytuał.
Co jakiś czas trzeba oczywiście zrobić odkamienianie i porządniejsze czyszczenie grupy. W praktyce i tak w dużej mierze zależy to od wody, jaką lejesz do zbiornika. Jeśli używasz dobrej wody filtrowanej, filtrów dzbankowych albo wody butelkowanej o niskiej mineralizacji, kamień będzie się odkładał wolniej i ekspres odwdzięczy się dłuższą, bezproblemową pracą.
Plus za to, że wszystkie elementy, z którymi masz regularny kontakt – kolba, sitka, tacka ociekowa, zbiornik na wodę – są łatwo dostępne i intuicyjne w obsłudze.
Co jest na plus, a co może przeszkadzać?
Po jasnej stronie mocy MOVA S20 Pro ma kilka bardzo konkretnych rzeczy. Po pierwsze daje realny skok jakościowy względem ekspresów „na wszystko i nic”, czyli prostych automatów, które niby robią espresso, ale tak naprawdę produkują poprawną kawę do śniadania i tyle. Tutaj dostajesz bazę do zabawy ze smakami, proporcjami i typem ziaren. Po drugie jest na tyle prosty w obsłudze, że nie trzeba mieć baristycznego ego, żeby się go nie bać. Po trzecie ma dyszę pary, dzięki której cappuccino i latte w domu zaczynają mieć sens.

Po stronie minusów trzeba uczciwie powiedzieć, że to nadal ekspres kolbowy. Czyli sprzęt, który wymaga od użytkownika trochę uwagi. Musisz zaakceptować, że nie wszystkie shoty od pierwszego dnia będą idealne, musisz po każdej kawie poświęcić chwilę na ogarnięcie stanowiska. Jeśli ktoś szuka rozwiązania typu „wcisnąć guzik i zapomnieć”, to nie jest ten adres.

Dla kogo jest MOVA S20 Pro?
S20 Pro najlepiej odnajdzie się u osób, które już wiedzą, że lubią espresso i kawy mleczne na jego bazie, i chcą ten poziom smaku przenieść do domu. To dobry wybór zarówno na pierwszy „poważny” ekspres kolbowy, jak i jako przesiadka z kapsułek czy prostych automatów, które przestały wystarczać. Jeśli lubisz mieć wpływ na to, co pijesz, lubisz chwilę „kawy jako rytuału” i nie przeraża Cię myśl o chwili na czyszczenie, MOVA S20 Pro trafi w potrzeby.

Mniej sensu będzie miał dla kogoś, kto pije jedną kawę dziennie, zawsze tę samą, i chce mieć ją podaną możliwie najmniejszym kosztem uwagi. W takim scenariuszu automat rzeczywiście bywa wygodniejszy.
Czy warto kupić MOVA S20 Pro?
MOVA S20 Pro to ekspres kolbowy, który bardzo rozsądnie łączy dwa światy. Z jednej strony daje smak i kontrolę, jakiej nie wyciągniesz z większości „samorobiących” automatów. Z drugiej nie próbuje być sprzętem tylko dla zaawansowanych geeków kawowych. Można na nim po prostu nauczyć się robić coraz lepsze espresso i cappuccino, bez doktoratu z ekstrakcji.

Jeśli szukasz ekspresu, który będzie sercem domowego kącika kawowego, i jesteś gotowa lub gotowy włożyć w kawę odrobinę serca i czasu, S20 Pro wygląda na bardzo sensowną bazę do takiego projektu. Z dobrą kawą i przyzwoitym młynkiem to jest ten moment, w którym poranna kawa z kuchni przestaje być „żeby się obudzić”, a zaczyna być małą, domową przyjemnością na poziomie kawiarni.
